Dolina Omo to niezwykły skrawek lądu w Etiopi. Przykład prawdziwej, dzikiej, nieokiełznanej jeszcze przez cywilizację Afryki. To jedno z ostatnich tego rodzaju miejsc na naszej planecie. Ten żywy skansen jednak powoli znika, a dziko żyjące plemiona ulegają wpływom cywilizacji. Tradycja jest wypierana przez postęp technologiczny. Czy kiedyś zostanie całkowicie zapomniana?

Życie w dolinie Omo
Przyzwyczajeni do ciągłego biegu Europejczycy, którzy bez zdobyczy cywilizacji czuja się zagubieni, jak dzieci we mgle, w Dolinie Omo dostają prawdziwą lekcję życia. To, co dla nas ma znaczenie, tam zupełnie traci swój sens. O czasie zaczyna się myśleć w zupełnie innych kategoriach, bo on tutaj, w tej dzikiej dolinie zatrzymał się niejako w miejscu i wcale nie zamierza gnać, jak w innych rejonach świata.

Kobiety z plemienia Mursi nadal stosują gliniane krążki do ozdabiania swoich warg. Młodzieńcy z plemienia Hamerów przeskakują po grzbietach byków, aby stać się mężczyznami, tak jak robili to ich ojcowie, dziadkowie i pradziadkowie. Plemię Karo nie przestało ozdabiać nagiego ciała, malując je kredą oraz ochrą i wciąż chodzi nago.

To tylko jedne z przykładów wielu plemion zamieszkujących Dolinę Omo, a jest ich ponad dwadzieścia. Każde liczy od paru do parunastu tysięcy członków. Razem to około 200 tysięcy ludzi. Ludzi, dla których cywilizacja i wszystkie jej wytwory w ogóle mogłyby nie istnieć. Podróżując po świecie i trafiając do najbiedniejszych nawet zakątków świata zawsze można natknąć się na ludzi z telefonami komórkowymi w rękach. W Dolinie Omo to po prostu niemożliwe. Nawet, gdyby jakiś przyjezdny zostawił tu przypadkiem swój telefon to i tak byłby on bezużyteczny. Nie byłoby gdzie naładować baterii.

Ludy na tych ziemiach mieszkają w chatach z żerdzi, słomy, czasem liści. Za posłanie służy skóra rozciągnięta na klepisku. Po środku „domu” dymi palenisko, gdzie gotuje się wspólny posiłek. Pola uprawiane są motykami. Tutaj nikt nie słyszał nawet o maszynach rolniczych. Gdy przychodzi pora sucha, trzeba udać się do wyschniętych koryt rzek i kopać głębokie doły w poszukiwaniu wody, niezbędnej do życia. W takim momencie butelka mineralnej, która dla nas jest na wyciągniecie ręki, dla ludów doliny Omo byłaby towarem luksusowym. Wciąż wyrabia się w Omo rozmaite naczynia z gliny, a następnie wypala je w ziemi. Koło garncarskie również tu nie dotarło.

Groźba zagłady
Wkrótce może okazać się, że plemiona z doliny Omo zupełnie zatracą swój pierwotny charakter. Na rzece Omo wybudowana została trzecia tama. Wszystko po to, aby Eiopia zyskała dostęp do prądu, którego teraz brakuje w większości kraju. Przy tym wszystkim zapomina się jednak, że ta rzeka oznacza życie dla doliny, bo użyźnia jej gleby. Bez niej plemiona będą zmuszone zwrócić się w stronę cywilizacji. Na obrzeżach parku Mago, czyli terenie zajmowanym przez plemię Mursi powstaje z kolei wielka cukrownia. Nieuchronnym krokiem będzie wybudowanie drogi. Gdy powstanie droga, pojawią się turyści, którzy jeszcze kilka lat temu nie mieli tu żadnego wstępu. Etnograficzna mieszanka plemion doliny Omo zacznie powoli wygasać. To nieuchronna droga, a czasu jest już niewiele.

Warto przeczytać