Większość tematycznych podróży oscyluje wokół tematu kawy. Czarne złoto, najlepszy przyjaciel poniedziałkowego poranka, najpowszechniejsza opcja automatów i ekspresów w pracy, wreszcie popularny towarzysz mleka, czekolady czy cynamonu.

Azja kusi jednakże herbatą. Popularniejszą opcją we wszelkich restauracjach serwujących kuchnię dalekiego wschodu czy sushi proponuje skąpanie kubków smakowych w aromatycznych zielonych herbatach, a nie znieczulenie ich słodyczą kaw.

Chcesz dowiedzieć się więcej o wspaniałych ofertach wycieczek? Kliknij i sprawdź - Planetescape.pl!

W podróż do świata herbaty, połączonych z odpoczynkiem w otoczeniu tropikalnych wysp wschodniej części globu wybrałem się, w ramach planowanej podróży z bogatej oferty Planetescape.pl skuszony przede wszystkim motywem poznania wzgórz herbacianych. Wiedziałem jednocześnie, że będzie to wycieczka to zaplanowana, by zarówno zwiedzać i poznawać kulturę Azji, jak i odpocząć od codzienności w rajskim otoczeniu.

Miszmasz kultur Azji – Kuala Lumpur
Pierwsze dni podróży to pobyt w Kuala Lumpur. To spore miasto i jednocześnie stolica Malezji to miejsce robiące ogromne wrażenie. Majestatyczne wieżowce na tle zieleni i gór towarzyszących miastu przywodzą na myśl rozwijające się, zadbane miasto.

Kulturowo jest to natomiast prawdziwe szaleństwo. Nie przypuszczałbym, że właśnie w Malezji, wyspiarskim kraju, znajdę taki przekrój tego kontynentu. Są tu Chińczycy, Japończycy, Hindusi czy natywni dla tego państwa Malajowie. Przejście z dzielnicy do dzielnicy, a czasem przez ulicę to przeniesienie się do innego świata. Wszystkiemu towarzyszy styl tygrysów Azji, który jest nie do podrobienia.

Gwóźdź programu
Po pozytywnym przyjęciu Kuala Lumpur nadszedł czas na wyczekiwane przeze mnie Wzgórza Herbaciane, zlokalizowane na Wyżynie Camerona. Miejsce na pierwszy rzut oka przypomina troszkę rozległe pola lawendy jakie znajdziemy we francuskiej Prowansji. Z tym wyjątkiem, że zieleń herbaty skąpana w słońcu Malezji jest zieleńsza niż trawa po którejkolwiek stronie zazdrosnych wyobrażeń. Pokrywająca wzgórza wyżyny, niczym rozległe winnice północnych Włoch, są czarującym widokiem, przy którym wszystko smakuje inaczej, a dzień nabiera nowych barw.

Oczywiście nie obyło się bez degustacji. Tyle herbaty ile udało mi się pochłonąć podczas tych dwóch dni pijam tylko w bardzo mroźne zimowe dni skupienia w pracy, czy relaksu w domu. Powstały napar ze świeżych liści herbaty jest czymś, co można określić rześką herbatą, którą znamy na co dzień. Można to sobie wyobrazić porównując stare jabłko ze sklepu z takim zrywanym w sadzie, tylko w odniesieniu do herbaty. Smak jest pełniejszy, nie wymaga żadnych słodzików (chociaż picie na słodko to kolejne doświadczenie, różne i wcale nie negatywne!). Gdyby była opcja pozostania w tym miejscu, prawdopodobnie, nieświadom kolejnych atrakcji, wybrałbym ją bez zawahania.

Wyspy Perhentian
Okazuje się, że sporo bym na takim wyborze stracił. Drugą połową zwiedzania tropikalnej części Malezji była wyprawa, w postaci rejsu, na wyspy Perhentian. Leżą one w Zatoce Tajlandzkiej i sprawiają iż można się w nich zakochać od pierwszego wrażenia. Miejsce wydawało się nieskażone ludzką obecnością. Przez wodę widać było niewielkie szczegóły na dnie, a jej krystalicznie czysta tafla ciągnęła się po horyzont, sprawiając wrażenie że można by po niej dotrzeć z powrotem na główną wyspę.

Można tu było robić wszystko, czego się zapragnęło. Wskoczyć do wody i nie wychodzić z niej przez cały dzień? Załatwione. Grać na delikatnej czystej plaży w siatkówkę? Dopóki nie zbraknie siły. Wreszcie wybrać się na spacer wokół wyspy? W ciągu kilku godzin da się obejść ją całą. A potem chcieć to zrobić kolejnego dnia.

Absolutnie nikt i nic nie przeszkadza tu w wypoczynku. Za to uczucie, gdy spaceruje się po dżungli od dobrych dwóch minut w towarzystwie ciekawskiej małpki? Bezcenne.

Powrót do rzeczywistości
Powroty z takich miejsc są zdecydowanie zbyt ciężkie. Gdzieś tam czeka szara codzienność, a człowiekowi rodzą się dzikie pomysły powrotu na te malownicze wyspy. Trudno mi powiedzieć, czy lepiej bawiłem się podczas kosztowania jednej z najaromatyczniejszych herbat w moich życiu, czy raczej podczas swobodnego odpoczynku na wysepkach, gdzie czułem się jak małe dziecko w ogromnej piaskownicy. Tak czy inaczej, Malezja pozytywnie zaskoczyła, spełniając wszystkie moje oczekiwania, a potem dając dwa razy tyle wrażeń, których nie mogłem się spodziewać.

Warto przeczytać